Podróż Park narodowy Yoho
Z Banff wyruszamy wczesnym rankiem do oddalonego o niecałe sto kilometrów, a terrytorialnie sąsiada, również położonego w górach Skalistych - Parku narodowego Yoho. "Yoho" w języku Indian Kri, zamieszkujących te tereny oznacza coś w stylu naszego "wow" - oczarowanie niezwykłym pięknem tych terenów. Przypominamy, że Jasper i Banff znajdują się w prowincji Alberta, natomiast droga do Yoho oznacza powrót do Kolumbii Brytyjskiej.
W Yoho, mimo prymitywnego campingu, od razu poczujemy się wyśmienicie! Odnajdujemy tu słońce w pełni, temperatury bliskie 30°C i przede wszystkim...MNIEJ KOMARÓW! Na campingu jest dość sucho - nie ma więc ich wcale, jeśli chodzi o resztę parku, to ich ilość nie jest przerażająca. Cóż za przyjemność usiąść na spokojnie do stołu, przygotować jedzenie, poczytać na słońcu...już prawie zapomnieliśmy jakie to fajne. Pole namiotowe jest położone na samym dole ogromnego skalnego klifu, na którym słońce, zachodząc, zawiesza swe ostatnie promienie. Sporo ludzi z fotografami czy kamerami przyjeżdża uwiecznić te momenty.
Ale nie jesteśmy tu po to by spędzać czas na campingu. Chcemy w pełni skorzystać ze słońca, kontynuując piesze wycieczki. Oczywiście, tak jak w Jasper i w Banff, pejzaż będzie wypełniony choinkami, górami i wodą. Może się wydawać, że ten krajobraz się wciąż powtarza, ale wcale się nam nie nudzi - przeciwnie. Każde miejsce jest wyjątkowe.
Na początku zatrzymujemy się przy Natural Bridge, moście wyżłobionym w skale przez silny prąd rzeczny. Następnie, swoje kroki kierujemy do wodospadu Hamilton. Trasa do niego nie jest do końca dostępna, ale dzielnie brniemy i jesteśmy wynagrodzeni: woda spada z wysokości jakby wyżłobionym spiralnym tunelem. Ale prawdziwą atrakcją tej części parku jest Jezioro Emerald. Bardzo dobrze nosi ono swoje imię, kolor wody jest naprawdę zaskakująco szmaragdowy. Skąd bierze się ten kolor, w tym i innych jeziorach w regionie? Otóż razem z roztopami śnieżnymi spływa ze skał pewien rodzaj osadu nazywany mączką skalną lub lodowcową. Może on znajdować się w formie zwięzłych drobinek lub drobno startego pyłu, który mąci wodę w górskim strumieniu (nazywa się ją wtedy mlekiem lodowcowym). Gdy taka mączka osadza się na dnie jeziora, jego kolor w słoneczne dni wydaje się być turkusowy ("mlecznolazurowy") - podczas gdy w pozostałe dni brudnoszary. Jezioro Emerald jest znane jeszcze z innego powodu - nad nim znajduje się jedno z najważniejszych na świecie stanowisk paleoekologicznych. Chodzi o łupki z Burgess - ilość i stan zachowanych skamieniałości jest wyjątkowy, a datowane są na ponad 500 milinów lat wstecz.
Jezioro Emerald obejdziemy dookoła, co zajmie nam trochę więcej niż dwie godziny.
Link do artykułu "Jezioro Emerald" na naszej stronie.
Wodospady Takakkaw 2012-08-06
Niektóre treki pozostawiają po sobie następstwa natury fizycznej: zmęczenie, pęcherze czy nadciągnięte mięśnie. Decydujemy się jednak zabrać przynajmniej częściowo za trek Iceline w Parku Yoho, dzień po treku na Cirque Peak. Teoretycznie, Iceline Trail może trwać nawet do kilku dni i kilkudziesięciu kilometrów - jeśliby go przedłużyć o dolinę Yoho. My mając za sobą "spacerek" z dnia poprzedniego i zaplanowany na następny dzień trek nad jeziorem Louise w Parku Banff, "wyrobimy" tylko pierwsze kilka kilometrów.
Samochód zostawiamy u stóp wodospadów Takakkaw. Ich nazwa w języku Indian Kri oznacza "to jest piękne". Nie pomylili się. Spadają one z wysokości ponad czterystu metrów i są drugimi co do wielkości w zachodniej Kanadzie. A z jaką siłą! Jeśli chce się podejść blisko trzeba się ubezpieczyć w płaszczyk przeciwdeszczowy. Póki co, jest wczesny ranek, słońce jeszcze świeci nieśmiało więc zdjęcia nie wyjdą za ładne, zobaczymy później.
Zaczynamy trek Iceline. Ta ścieżka prowadzi na dolnej krawędzi lodowców, ustępujących dziś. Czyli trzeba się najpierw wspiąć na samą górę. Ścieżka prowadzi przez las, pod kątem 45°... Półtorej godziny później, dochodzimy do miejsca gdzie kończy się las, gdzie nic już nie rośnie - wiatr jest za silny. A tu niespodzianka, wspinaczka się nie kończy - po stercie kamieni idziemy dalej. Co dodaje nam siły to niesamowity widok z tego miejsca na wodospady Takakkaw. Dopiero stąd, zaczynamy rozumieć ich działanie. Naprzeciw siebie widzimy ogromny lodowiec, z którego wypływa strumień, który wpada do wąskiego i wijącego się kanionu. Jak możemy się domyślać woda już jest pod silną presją. Następnie, pierwszy wodospad spada z wielką siłą - tu woda wyrzeźbiła z czasem coś w rodzaju głębokiego dołu. Więc gdy uderza ona pod presją, to logicznie w drugim wodospadzie rozbija się kilkakrotnie po ścianach skalnego klifu. Ten drugi wodospad mierzy 245 metrów. Gdy dosięga on samego dołu powoduje on coś w rodzaju wodnej mgiełki rozpryskującej się dosłownie wszędzie. Co ciekawe, zimą nie ma tu żadnego wodospadu, tylko wąziutki strumyczek wody.
Wejdziemy na samą górę Iceline skąd rozpościera się już widok na dolinę Yoho oraz lodowce...i tu się zatrzymamy. Iść dalej oznaczałoby zaangażować się na kolejne kilka godzin treku. Wracamy więc do wodospadów. W sumie i tak maszerowaliśmy ponad pięć godzin!
Link do artykułu "Wodospad Takkakaw" na naszej stronie.
Czytam i przeglądam z przyjemnością:)